BARTODZIEJE
1. Mogiła powstańców 1863 roku
Na terenie zapuszczonego obecnie parku dworskiego w Bartodziejach, już niedaleko wschodniego obrzeża parku, w pobliżu dorodnych dębów (pomniki przyrody) znajduje się nieco zapomniana mogiła powstańców 1863 roku. Kilka głazów na niewyraźnie zarysowanym ziemnym kopczyku stanowi teraz jedyne oznaczenie mogiły.
Wcześniej, jeszcze po roku 1990, drewniany krzyż stanowił jednoznaczne oznaczenie mogiły.
Stan obecny mogiły powstańców 1863 na terenie parku dworskiego w Bartodziejach.
Poniżej zachowane zdjęcie tej mogiły z drewnianym krzyżem - lata 90-te XX w.
Na dzień dzisiejszy brak jest informacji żródłowych, które wyjaśniłyby okoliczności powstania tej mogiły. Żyje ona w przekazach ustnych mieszkańców, a dzięki uprzejmości Wojciecha Ćwierza, można zaprezentować archiwalne zdjęcie krzyża przy mogile powstańców, który był jeszcze w latach 90-tych XX.
Nie ma wątpliwości, że w tym rejonie przebywały powstańcze oddziały. Przecież niedaleko, pod dowództwem Narcyza Figietty, był udany atak 140 spiskowców w zimową noc 22/23 stycznia 1863 roku na Jedlnię; przechodziły później oddziały D. Czachowskiego, Kononowicza, Grylińskiego i innych. I to może stanowić uzasadnienie powstania tej powstańczej mogiły.
Z całą pewnością dla utrwalenia w pamięci mieszkańców przyczyniła się też legenda, spisana i przedstawiona na stronie internetowej: www.bartodzieje.pl, którą za zgodą Wojciecha Ćwierza, autora strony, poniżej przedstawiam:
ZAGINIONY SKARB
Stare zamki, pałace i dwory mają zwykle własne legendy. Przekazywane z pokolenia na pokolenie, są głęboko zakorzenione w ludowej tradycji. Jedna z takich tajemniczych opowieści związana jest z bartodziejskim dworem.
Legenda głosi, że ostatni oddział powstańczy w 1864 roku toczył walki z wrogiem w okolicach w Bartodziej. Powstańcy uciekając przed Rosjanami, zakopali w parku, w pobliżu dworu, skrzynię pełną kosztowności. Nie zdażyli jednak powiedzieć o niej nikomu z mieszkańców wsi i wkrótce wpadli w ręce przeciwnika. Większość zginęła a tych, którym darowano życie, czekała niechybnie syberyjska katorga. Park krył w sobie tajemnicę zakopanej skrzyni, o skarbie nie wiedział już nikt. Byłoby tak zapewne do dziś, gdyby nie zdarzenie, do którego doszło kilka lat później. Pewnej nocy, gdy zegar zaczął wybijać godzinę dwunastą, dziedziczkę dworu wdowę Laurę Gordonowa zaniepokoił dziwny powiew. Noc była wyjatkowo spokojna, a mimo to wiatr o mało nie zgasił płomienia świecy. Nagle przed kobietą pojawił się zmarły przed wieloma laty, poprzedni własciciel dworu, Andrzej Deskur.
- Nie obawiaj się! - duch uspokoił ją głębokim, zdecydowanym głosem - Wróciłem na ziemię tylko po to, by pomóc wam odnaleźć skrzynię z klejnotami i złotem. Odkopcie ją, a za ukryte kosztowności wznieście kościół. Pamiętajcie tylko o jednym - napomniał stary dziedzic - skrzynię wydobędzie tylko ten, kto przybędzie we wskazane miejsce wraz ze wszystkimi przedmiotami potrzebnymi podczas nabożeństwa.
Duch znikł, a kobieta omal nie padła zemdlona. Rano pierwsza myśl, jaka przeszła jej przez głowę, skłaniała do uznania odwiedzin Deskura ze senną marę - może to przez wino podane do kolacji - pomyślała. Zmieniła jednak szybko zdanie i powiadomiła o wszystkim księdza, gdy przechodząc przez parkową aleję, na jednym z wiekowych dębów ujrzała świeżo wypalony ślad dłoni, wskazującej miejsce, o którym mówił duch. Ksiądz przybył bez zbędnej zwłoki, zabierając potrzebne do mszy przedmioty, a wraz z nim kościelny, dźwigający na plecach wór z narzędziami do wydobycia skrzyni.
Na poszukiwania wraz z proboszczem udała się dziedziczka, wciąż głęboko przejęta całym zdarzeniem. Po chwili dotarli na miejsce. Już po kilku uderzeniach szpadla ukazał się im potężny kufer. Odkryli wieko, pod którym znajdowały się bezcenne klejnoty i błyszczące, złote monety. Deskur mówił prawdę, był tu prawdziwy skarb. Nagle stanął przed nimi wysoki, ubrany w czarny płaszcz mężczyzna.
- Czy macie wszystko, aby odprawić mszę? - zapytał z drwiną w głosie. - Wszystko - odparł pewny swego ksiądz. - Jeśli tak, to pokaż mi gasidło do świec! Proboszcz rozłożył jedynie bezradnie ręce. Kościelny rzucił się do wora z narzędziami. Na próżno. Gasidło zostało w świątyni.
Osobliwy przybysz zaśmiał się przeraźliwie, skoczył w górę, i kręcąc się jak fryga, skrył się w gęstwinie drzew. Gdy ponownie spojrzeli na miejsce, gdzie stała skrzynia, już jej tam nie było. Znikła bez śladu.
Od tego czasu nikomu nie udało się jej odnaleźć, nigdy też więcej nie pojawił się Deskur, by wskazać gdzie jej szukać. A tajemniczy przybysz w czerni do dziś ukazuje się mieszkańcom Bartodziej, gdy przy pełni księżyca, około północy, przechodzą w okolicach dworu. Podobno widać wówczas kontur jego mrocznej postaci, a przejmujący chichot nie daje zasnąć tej nocy.
Wprowadzono na podstawie informacji przekazanych
przez Wojciecha Ćwierza www.bartodzieje.pl
góra strony
2. Krzyż powstańców 1863 roku
Przy szosie przechodzącej przez Bartodzieje, obok remizy strażackiej, na betonowym postumencie, postawiony jest krzyż z lastryko. Na kolumnie krzyża zamocowano tablicę z lastryko z wyrytym napisem:
POWSTAŃCOM / POLEGŁYM W 1863 R. / MIESZKAŃCY WSI / BARTODZIEJE / 1 XI 1968 R. / K. J.
Napis na tablicy wskazuje jednoznacznie na intencje postawienia krzyża.
Była sołtys, Helena Baran, pamięta, że w latach 30-ch XX w. stał tu drewniany krzyż ufundowany przez mieszkańców wsi.
Gdy w latach 60-tych wznoszono budynek remizy OSP, z inicjatywy Józefa Jankowskiego, miejscowego rolnika i działacza ludowego - przewodniczącego Powiatowej Rady Stronnictwa Ludowego, stary krzyż drewniany został zastąpiony obecną figurą.
Wykonawcą robót był Jak Kalbarczyk, kamieniarz z pobliskiej wsi Olszowa. I to jego inicjały ( K. J. ) zostały utrwalone na powyższej tablicy.
Informację o krzyżu powstańców
przekazał Wojciech Ćwierz, Bartodzieje
Wprowadzono 31.08.2007 r.
Uzupełniono 8.09.2007 r.
góra strony
ostatnia aktualizacja:
3-01-2015 , 06:45
|
|